Wspomnienia
Prymasa
"Pamiętam pierwsze po obudzeniu się wejrzenie przez okno na niedaleki Bug,
którym płynęły berliny ze zbożem, świecąc z daleka białym płótnem żagli. Było
to dla nas ulubione zajęcie: prosto z łóżka biegliśmy do okna, aby je
zobaczyć."
Sursum corda, Poznań - Warszawa, 1974
"Nocą mój ojciec zabierał mnie nieraz w odległe lasy. Jechało z nim
zawsze razem kilku miejscowych zaufanych gospodarzy. Stawiali krzyże na drogach i
różnych kopcach (...). Wracaliśmy w zupełnym milczeniu, nigdy nie wolno było o tym
mówić ani słowem."
Kazania i przemówienia autoryzowane, Archiwum Instytutu Prymasowskiego Ślubów
Narodu w Warszawie
"Mój ojciec z upodobaniem jeździł na Jasną Górę, a moja matka - do
Ostrej Bramy. Razem się potem schodzili w nadbużańskiej wiosce, gdzie urodziłem się,
i opowiadali wrażenia ze swoich pielgrzymek. Ja, mały brzdąc, podsłuchiwałem, co
stamtąd przywozili. A przywozili bardzo dużo, bo oboje odznaczali się głęboką czcią
i miłością do Matki Najświętszej i jeżeli co na ten temat ich różniło - to
wieczny dialog, która Matka Boża jest skuteczniejsza: czy Ta, co w Ostrej świeci
Bramie, czy Ta, co Jasnej broni Częstochowy?"
Sursum corda, Poznań - Warszawa, 1974
"Mając lat dziesięć po raz pierwszy dostałem do ręki w domu mojego ojca
książkę ukazującą historię Polski, pod tytułem: Dwadzieścia cztery obrazki.
Oczywiście była zabroniona, nie wolno jej było przechowywać w domu, ale mój ojciec
był człowiekiem tak oddanym sprawom Narodu, że narażając się na prześladowania, nie
lękał się uczyć swoich dzieci historii Polski, choćby potajemnie. W tej właśnie
książce znalazłem elewację bazyliki Świętego Wojciecha w Gnieźnie. Już wtedy się
w niej rozkochałem, chociaż nie wiedziałem, co będzie dalej."
O polskim Papieżu z Krakowa, Poznań 1979
"Matka moja umierała prawie miesiąc. My - dzieci - siedząc w szkole, z
lękiem nasłuchiwaliśmy, czy nie biją dzwony kościelne. Dla nas byłby to znak, że
matka już nie żyje. Kiedyś po powrocie ze szkoły stanęliśmy wszyscy przy jej
łóżku, a matka zwróciła się do mnie słowami: Stefan, ubieraj się. Ponieważ była
jesień, koniec października, zrozumiałem, że mam gdzieś iść. Włożyłem palto.
Spojrzała na mnie i powiedziała: Ubieraj się, ale nie tak, inaczej się ubieraj.
Zwróciłem na Ojca pytające oczy. Odpowiedział mi: Później ci to wyjaśnię (...) Gdy
wyjaśnił, zrozumiałem, że matce nie o to szło, bym ubierał się w palto, tylko bym
"ubierał się" w cnoty, przygotowując się do przyszłej drogi. Czy
wypełniłem jej ostatnie do mnie skierowane słowa - trudno mi na to odpowiedzieć."
Sursum corda, Poznań - Warszawa, 1974
"Pamiętam, że ksiądz Bogdański, mocno już zgorączkowany, prowadził w
roku 1919 wykład z liturgii teologicznej dla nas alumnów z klasy siódmej (...)
Powiedział do nas tak: Przyjdą czasy, w których będą wam, tu obecnym, wbijać
gwoździe w tonsury (...). Ja zapamiętałem te słowa i później kolegom swoim je
przypominałem. Czy sprawdziły się one? Może nie w takiej formie, jak to widział nasz
profesor, lecz niekiedy w znacznie drastyczniejszej i bardziej napełnionej udręką. Z
szesnastu, którzy byli przeznaczeni do święceń kapłańskich w roku 1924, pozostało
nas tylko dwóch. Trzynastu Bóg powołał do obozu w Dachau. Powróciło tylko czterech,
pozostali ponieśli męczeńską śmierć w obozie. Z tych, którzy wrócili, trzech było
"królikami doświadczalnymi". Dokonywano na nich ciężkich przeszczepów.
Ponadto dwóch z naszego kursu przeszło przez więzienia współczesne. Myślę, że w
nadmiarze spełniła się wizja naszego profesora z roku 1919. W młodzieńczym swoim
zapale myśleliśmy, że możemy pić kielich, który przygotował nam Chrystus. Ale nie
wyobrażaliśmy sobie, jak wiele trzeba ucierpieć dla Imienia Chrystusowego."
Kazania i przemówienia autoryzowane, Archiwum Instytutu Prymasowskiego Ślubów
Narodu w Warszawie
"W okresie walk powstańczych na pobrzeżu Kampinosu zetknąłem się z
zespołem dziewcząt, które pełniły służbę łączniczą. Spowiadałem je,
służyłem, niekiedy ostrzegałem, radziłem... Jedno wiedziałem: zdolne są do każdej
ofiary, przekonane, że pełnią świętą powinność. Od tych dziewcząt można się
było wiele nauczyć. One nie tylko walczyły, one swoja postawą uczyły. Padały,
niewątpliwie. Grzebaliśmy je w polskiej ziemi. Też prawda. Ale były jak ziarno
pszeniczne, które pada w ziemię, aby obumarłszy, przynieść owoc stokrotny."
W sercu stolicy, Rzym, 1972
"Po Warszawie, omytej krwią najlepszych dzieci waszych, po Warszawie, na
mękę której patrzyłem, po tej Warszawie, po której biegałem jako uczeń i jako
kapłan w czasie okupacji, po tej Warszawie trzeba chodzić z wielką czcią, z sercem
czystym i wiernym aż do śmierci Bogu i katolickiej Polsce."
Peter Raina, Stefan Kardynał Wyszyński, Prymas Polski, Londyn 1979
do góry
Kardynał
we wspomnieniach innych
Ksiądz Prymas w życiu codziennym odznaczał się niezwykłą
gościnnością i talentem towarzyskim. Nie tylko serdecznie obsługiwał siedzących przy
stole, podając z rozbrajającym uśmiechem chleb, masło czy inne potrawy, ale także
prowadził rozmowy - żywe, interesujące i pełne dowcipu.Goście na długo pozostawali
pozostawali pod wielkim wrażeniem jego osobowości. Bardzo lubił opowiadać. Opisywał
różne sytuacje ze swego dziecińsywa, z młodości seminarnej, ze spotkań z wiernymi i
hierarchami. Miał cudowny zmysł obserwacji i umiał przedstawić daną sytuację w
sposób fascynujący i zabawny. To była jednocześnie literatura i teatr.
Opisywane postacie ożywały w jego opowiadaniach - dostojnych i poważnych, a także
groteskowych i zabawnych.
Najczęstszymi słuchaczami opowieści byli pracownicy Sekretariatu i domownicy,
którzy zbierali się na wspólne posiłki.
Również spotkania wakacyjne były zawsze wspaniałą okazją, aby posłuchać
Księdza Prymasa. Celował on w dowcipach sytuacyjnych, czasami przypisywał komuś
wychowawczą łatkę, ale nigdy nie było w nim złośliwości, przeciwnie, wszystko było
proste i jasne jak w promieniach słońca.
Podczas wielu spotkań z ludźmi różnego wieku i zawodu zawsze Ksiądz Prymas
znajdował czas na chwilę humoru i radości. Przypominam sobie jego spotkanie z ludem
Poznania na zakończenie uroczystości milenijnych. Gdy księża biskupi wyszli na balkon
domu biskupiego, stojący tłum wiernych skanował na cześć Księdza Prymasa i
Episkopatu, a w odpowiedzi padały celne riposty Księdza Prymasa, np.: "Niech żyje
poczucie humoru Księdza Prymasa!" - mówili wierni. "Niech żyje poczucie
humoru Poznaniaków" - odpowiadał Ojciec.
A przecież życie Księdza Prymasa było męczeństwem. Mówił o sobie, że jast
samotnikiem, że jest z natury smutny. Na łożu śmierci powiedział: "Moje życie
było Wielkim Piątkiem". Co było źródłem jego pogody ducha i niegasnącej
radości? Niewątpliwie zaufanie do Boga i wdzięczność za wszystko, co Boża
Opatrzność zsyłała. Uśmiech nie schodził z twarzy Ojca mimo nieustannych ciosów
zadawanych Kościołowi w Polsce. Ksiądz Prymas świadomie zwalczał smutek u siebie, i u
innych. Żartobliwie mawiał, że Bóg nie lubi smutnych. Umiał więc radować się - dla
Boga i dla ludzi. Można powiedzieć, że swoje talenty literackie, a nawet aktorskie,
wykorzystywał w posłudze innym.
fragmenty artykułu Marii Okońskiej "Dostojny a pełen humoru"
Zwykły dzień Księdza Prymasa
wg wspomnień p. Barbary Dembińskiej,
pracownika Sekretariatu Prymasa Polski
" Takich dni było bardzo mało.
Bez względu na późniejsze zajęcia każdy dzień rozpoczynał się podobnie. Ksiądz
Prymas był "skowronkiem", lubił wcześnie chodzić spać i wcześnie wstawać.
Budził się ok. 4 rano, wstawał zazwyczaj o piątej Przez tę godzinę odwiedzał
duchowo sanktuaria maryjne Polski i świata, zwłaszcza podążał na swoją ukochaną
Jasną Górę. Zmieniło się dopiero pod koniec życia, gdy lekarze prosili by
przynajmniej do szóstej leżał w łóżku. Rano pierwsze kroki kierował do kaplicy.
Odmawiał brewiarz, i zawsze o 7:30 sprawował Najświętrzą Ofiarę. Potem jadł
śniadanie, a następnie przyjmował gości na audiencji i załatwiał ważne sprawy.
Trwało to do godziny 13:30, a czasem dłużej. Później był obiad, a po nim znów praca
w gabinecie. Po południu ksiądz Ptymas wizytował parafie, jeździł na konferencje
nowych kościołów. Kapłani chętnie też zapraszali Ojca na rocznicę swych święceń.
Obowiązkowo uczestniczył również w zakończeniu rekolecji dla lekarzy, prawników,
twórców, studentów. Kolacja była zazwyczaj do 19, a czasami się opóźniała. Po niej
Ojciec szedł często na spacer, a potem jeszcze do kaplicy, którą opuszczał ok. 21.
Następnie udawał się już do sypialni."
do góry
Poetyckie
wspomnienia o Kardynale
Sługa Boży
kardynał Stefan Wyszyński
Wielki kardynał Prymas Tysiąclecia,
(tak był nazywany przez Ojca Świętego)
jako dąb mocny wyrósł nad stulecia
na cześć i chwłę plemienia polskiego!
Niech Mu oddadzą cześć i podziwienie,
bo ponad ludzkie wznosi się stworzenie.
On był czcicielem wiernym Matki Bożej,
Jej się w niewolę chętnie ofiarował
i zawsze obraz Matki Częstochowskiej
serce i oczy Prymasa radował.
Sługą Maryi był przez całe życie
i Jej w kazaniach zawsze głosił chwałę.
On był przykładem męstwa w każdej chwili,
szedł śmiało naprzód wbrew czerwonej fali,
ani na chwilę głowy swej nie schylił,
choć inni jak trzcina na wietrze się chwiali.
Mówiono o Nim: "Kardynał z żelaza",
co się bardzo rzadko w całym świecie zdarza.
Trzy lata cierpiał samotnie w więzieniu
(nawet adresu nie podali Jego).
Znosił udręki w Chrystusa imieniu
i dla Kościoła rzymskiego-świętego.
Był jak męczennik z pierwszych lat Kościoła,
choć inni drżeli ze strachu dokoła.
Piękne kazania głosił na ambonie,
był Chryzostomem dwudziestego wieku.
Poprzez zdradzieckie świata tego tonie
pewnie prowadził ciebie, wierny człeku.
Tysiące kazań po sobie zostawił
i tym Ojczyznę naszą, Polskę, wsławił.
Odszedł do Pana po pewną nagrodę
i dzisiaj w niebie wstawia się za nami.
Jego modlitwa daje nam ochłodę,
wśród skwaru życia, gdy jesteśmy sami.
O Sługo Boży, Czcigodny Stefanie,
przyjmij, prosimy, pokorne błaganie!
bp Zbigniew Kraszewski |
KOMAŃCZA
Kocham deszcz, który pada czasami w Komańczy,
nawet taki szorstki i chłodny,
gwiazdkę śniegu, co nieraz Mu w oknach zatańczy,
żeby był taki jak zawsze pogodny
Prostą lampkę na stole.Wszystkie jego książki,
brewiarz, zegar, wieczorną ciszę-
nawet taki najmniejszy z Matką Boską obrazek,
który komuś z wygnania podpisze
Krzyże żadne nie krwawią, gdy jest świętość i spokój,
gdy z wygnańcem po cichu drży Polska-
wszystkie proste jak wiersze-brewiarz, lampka i pokój,
drzew warszawskich na niebie gałązka
ks.Jan Twardowski |
do góry
|